50 i 3 są w województwie podlaskim „magicznymi” liczbami dla starających się o pracę. Pierwsza oznacza średnią liczbę CV, jakie należy wysłać, aby zostać zaproszonym na spotkanie w sprawie pracy. Druga liczba określa, ile takich spotkań należy odbyć, aby uznać ofertę za poważną tj. czy wynagrodzenie nie jest prowizyjne, nie jest to akwizycja lub skręcania długopisów czy coś w stylu sprzedaż garnków znajomym (tzw. marketing sieciowy/piramida finansowa).
Jak łatwo przeliczyć, należy przesłać 150 CV do wyselekcjonowanych firm i instytucji, aby mieć jedną wartą uwagi ofertę pracy, przy założeniu, że wysłaliśmy swój życiorys tylko na adresy, które wydawały się nam warte ponownego kontaktu w przypadku zainteresowania z drugiej strony. Ile na to trzeba czasu? Ile jest takich „poważnych” ofert, które spełniają nasze oczekiwania, wpasowują się w nasze kwalifikacje i ambicje?
150 dziennie, 15 dziennie czy 1 dziennie? Odpowiedź na te pytania daje nam obraz czasu jaki potrzeba, aby otrzymać tę jedną szansę na wartościową rozmowę kwalifikacyjną. W małej miejscowości oznacza to średnio 150 dni przeszukiwania ofert i wysyłania CV, w większej jak Białystok min. 30 dni. Tak mówią statystki oraz nasze własne testy czy też rozmowy z osobami rekrutowanymi.
Można byłoby pomyśleć, że dla przedsiębiorcy jest to sytuacja wymarzona, w końcu umieszczamy proste ogłoszenie na miejskim portalu pracy, a wciągu 5 dni otrzymujemy więcej niż 150 życiorysów. Pozostaje już tylko przewertowanie około 200-400 stron aplikacji, wytypowanie kandydatów na spotkania i odbycie rozmów rekrutacyjnych w celu wyłonienia kandydata idealnego i tacy faktycznie są.
Przeglądając ogłoszenia mam poczucie, że rekrutujemy na jedne z lepszych stanowisk w Białymstoku – żadnych piramid, akwizycji, często na start umowa o pracę, wynagrodzenia na poziomie średniej krajowej lub wyżej. W Polsce wszystko się da, jednak nic nie jest łatwe.
Zadziwiającym zjawiskiem jest to jak wiele tych osób, które wysłały 150 CV i mają te jedno wartościowe spotkanie przychodzi zupełnie nieprzygotowana. Podsumujmy, mamy przed sobą osobę ubiegającą się o pracę, która jest często osobą bezrobotną, od 30 do 150 dni szuka pracy, a gdy się spotyka w sprawie tej wyczekanej pracy – tutaj mała niespodzianka – nie wie nic na temat miejsca, w którym ma pracować i jest przygotowana co najwyżej powierzchownie. Mój ulubiony w takich sytuacjach cytat „coś tam widziałem na waszej WWW”.
Gdyby osoba ta, umówiona przecież z wyprzedzeniem na rozmowę rekrutacyjną, poświeciła trzy dni po 8 godzin dziennie na zapoznanie się z działalnością firmy, jej sukcesami i celami, przeczytała ewentualnie dokumentację opisującą produkty, usługi czy projekty, wymiar tej rozmowy i powaga podejścia wywołałby zupełnie inny efekt na rekruterze.
W takich częstych momentach zastanawia mnie z czego wynika niezaangażowanie i bierność w sytuacji gdy każdy miesiąc bez pracy to 2000 zł mniej w skarbonce lub długów u bliskich. Pytając o ich powierzchowne zaangażowanie w proces rekrutacji, otrzymuję odpowiedzi od aplikantów, że nie mogli się przygotować gdyż byli zajęci czy też obciążani obowiązkami (na bezrobociu?) uniemożliwiającymi przygotowanie do rozmowy – moment – przecież oni są nieaktywni zawodowo i zwykle mieli 30 a nawet 150 dni na załatwienie nagłych/pilnych „spraw”.
Z takim podejściem traci w Polsce szanse na pracę codzienne tysiące ludzi – tę jedną na magiczną liczbę 150 wysłanych CV. Z takim zjawiskiem zmaga się również tysiące pracodawców chcących znaleźć pracownika który wzmocni ich firmy.
Moja rada, jeśli szukasz nowej pracy, uczyń ze swoich poszukiwań – pracę – jak? Śledź mój blog, niedługo kolejne wpisy w których krok po kroku wspólnie przejdziemy ten proces.
Autor wpisu: Mariusz Malinowski